Minęły dwa miesiące od naszego powrotu, a relacja nadal jest
w rozsypce… Dziś mam zamiar to zmienić! Zapraszam do czytania kolejnej
(ostatniej) części naszej Chorwackiej wyprawy.
Jak już wiecie postanowiliśmy opuścić Brele w poszukiwaniu
innego, równie pięknego miejsca.
W tym celu udaliśmy się na wyspę Brac, którą
przez ostatni tydzień mieliśmy przyjemność oglądać z okna. Płynęliśmy promem z
Makarskiej do Sumartinu. Po tym, ile osób stało z wolnymi apartamentami przy
drodze w okolicy Breli, spodziewaliśmy się czegoś podobnego na wyspie. Niestety
ku naszemu zdziwieniu jechaliśmy, jechaliśmy, jechaliśmy a tu ani jednej osoby
:/ Mieliśmy upatrzony przez internet jeden apartament w Splitskiej, ale plaże
tam nie wyglądały ciekawie. Dojechaliśmy aż do Supetaru, gdzie zapytaliśmy o
noclegi w informacji turystycznej. Znalazł się apartament z dwoma sypialniami,
salonem z kuchnią i łazienką za 55 euro za noc, blisko centrum i plaż. Tam się
zakwaterowaliśmy. Gdy tylko zostawiliśmy nasze rzeczy poszliśmy poszukać plaży
i miejsca na obiad. Do plaży przy porcie szliśmy około 10 minut spacerkiem.
Pogoda nie dopisywała, niebo było zachmurzone, więc resztę dnia spędziliśmy na
odpoczynku.
|
Makarska - widok z promu |
|
Widok z promu na wyspę Brac |
|
Jedna z zatoczek na wyspie Brac |
|
Nasz apartament |
Drugiego dnia poszliśmy na „główną” plażę w Supetarze, gdzie
wypożyczyliśmy leżaki. Woda w morzu okazała się zimniejsza niż w Breli, więc
ciężko było nam się z nią oswoić. Mimo
wszystko udało się i korzystaliśmy z krystalicznie czystej wody. Dzień minął
bardzo szybko, z krótką przerwą na spacer, pizzę i piwko :) Następne dni
upłynęły bardzo podobnie: na skalistej plaży na końcu miasta, gdzie w wodzie
można było znaleźć piasek i pełno muszelek (co dodatkowo zachęcało do
nurkowania) oraz na małej kamienistej przy porcie.
|
Plaża miejska w Supetarze |
|
Widok z plaży głównej na Chorwację |
|
W okolicy portu |
|
Plaża skalista |
|
Walczące kraby :) |
|
Plaża skalista |
Piąty dzień to wyjazd na osławiony przez wszystkich turystów
Zlatni Rad w Bol. Zaplanowaliśmy wcześniejszą pobudkę i szybkie śniadanie, aby
w miarę możliwości dojechać tam jak najwcześniej. Gdy pakowaliśmy rzeczy do
samochodu dostaliśmy od naszych właścicieli cały worek pysznych, dojrzałych fig.
Gdy już byliśmy na miejscu, przekonaliśmy się, ze miejsce jest faktycznie
piękne, ale ilość ludzi i ceny są przytłaczające. Przez silne wiatry jest to
raj dla różnego rodzaju sportów wodnych. My niczego nie świadomi rozłożyliśmy
parasole po lewej stronie półwyspu, a po kilkudziesięciu minutach mieliśmy dwa
wyjścia: uciekać na drugą stronę albo leżeć na ręczniku i trzymać parasol.
Wybraliśmy oczywiście tą pierwszą opcję. Na nasze szczęście grupka Polaków
właśnie kończyła plażowanie i mogliśmy zająć ich miejsce pod drzewem. Leżeliśmy
naprzeciwko statku, który woził turystów z centrum miasteczka Bol na półwysep,
więc mogliśmy obserwować jak dużo osób w ciągu dnia odwiedza Zlatni Rad.
|
Zlatni Rad |
|
Zlatni Rad (2) |
|
Zlatni Rad (3) |
|
Zlatni Rad (4) |
Wysokie ceny odstraszyły nas od jedzenia obiadu przy plaży,
postanowiliśmy odwiedzić Bol w poszukiwaniu jedzenia, jednak miasto jest na
tyle małe, że szybko zmieniliśmy zdanie. W drodze powrotnej do Supetaru
zatrzymaliśmy się w typowo chorwackiej restauracji mieszczącej się przy
agroturystyce. W menu królowały bardzo drogie potrawy mięsne, jednak każdy z
nas znalazł coś dla siebie.
|
Widok na Supetar |
|
Widok na Supetar (2) |
I w taki właśnie sposób nastał ostatni dzień naszego
plażowego lenistwa. Nie chciało nam się nigdzie daleko chodzić, ani jeździć,
więc czas spędziliśmy na plaży przy porcie (gdzie swoją drogą była najcieplejsza
woda :D). Mogliśmy w spokoju odpocząć i skorzystać z ostatnich chwil słońca. Przy
okazji musieliśmy znaleźć dostęp do internetu i zaplanować wyjazd w następny
dzień. Chcieliśmy jak najszybciej dojechać na jeziora Plitwickie. Po długim
plażowaniu wróciliśmy do apartamentu, a wieczorem udaliśmy się na ostatni
spacer po mieście. W końcu zdecydowaliśmy się spróbować kalmarów w krążkach –
ogólnie smakowały jak ryba, ale taka bardziej chrupiąca. Ja przez cały czas
miałam ochotę na grillowane krewetki, ale sprzedawali je tylko raz podczas
naszego pobytu, a wtedy jeszcze nie byłam gotowa psychicznie na zjedzenie ich
:) Do tej pory tego żałuję…
|
Plaża koło portu |
|
Plaża koło portu (2) |
|
Plaża koło portu (3) |
W dzień wyjazdu zaplanowaliśmy wczesną pobudkę o 6:30, aby w
spokoju zdążyć na prom o 9:00. Była to duża przesada, ponieważ udało nam się
przyjechać na 7:45. Byliśmy w szoku ile samochodów może się zmieścić na jednym
nie tak dużym promie. Dzięki temu dojechaliśmy w okolice Plitwic dużo szybciej
niż planowaliśmy, więc mieliśmy czas na szukanie apartamentu. Większość była
już zajęta, pozostało nam wziąć 4-osobowy z sypialnią i salonem za 50 euro. Nie
była to atrakcyjna cena, ale ważne że mieliśmy gdzie spać :) Niedługo po
południu byliśmy już na parkingu przy jeziorach, obraliśmy trasę H. Zaczęliśmy
przy wejściu 2, skąd autobus wywiózł nas pod górę. Tam skorzystaliśmy z
niedrogiej knajpki, w której zjedliśmy hamburgery z frytkami. Później już tylko
szliśmy, szliśmy i szliśmy, przy okazji podziwiając jeziorka, wodospady i
kładki :D Nie powiem, jest to bardzo urokliwe miejsce i naprawdę warto tam
pojechać przy okazji wizyty w Chorwacji, ale na kimś kto widział fiordy
Norweskie nie zrobi to aż tak dużego wrażenia. W sumie cała trasa zajęła nam 3
godziny, czyli tyle ile zapowiadała mapka przed wejściem :) Zaraz potem
wróciliśmy do apartamentu, aby wypić ostatnie piwo w Chorwacji.
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Jeziora Plitvickie |
|
Bus na jeziorkach |
Rano, gdy wstaliśmy przywitała nas bardzo niska temperatura.
Mimo to postanowiliśmy zjeść śniadanie na balkonie, co zdziwiło Polaków
mieszkających w apartamencie obok. W drogę do domu ruszyliśmy około godziny
9:00. Tego dnia chyba ktoś postanowił sprawdzić naszą cierpliwość, ponieważ
staliśmy na granicy słoweńskiej 2 godziny w korku. Na szczęście dalsza część
drogi minęła całkiem w porządku (nie licząc ulewy w Austrii) i wieczorem
dojechaliśmy do domu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz