środa, 2 kwietnia 2014

Finlandia 28.02-7.03.2014 - część 1 - "Podróż donikąd"

Spełniłam swoje marzenie sprzed roku… No prawie :) Ale i tak jestem szczęśliwa mogąc dla Was pisać relacje z wyjazdu do Finlandii. Tak więc od początku…

Pewnie Ci, którzy śledzą promocje lotnicze pamiętają pewien czerwcowy dzień, dokładniej dzień dziecka, podczas którego linie lotnicze LOT oferowały super tanie bilety do Helsinek z Warszawy. Były to bilety First Minute, loty od października 2013 do kwietnia 2014 za porażające 160 zł w dwie strony.  Z perspektywy czasu uważam, że to było głupie kupić w czerwcu bilety na marzec kolejnego roku, no ale czego się nie robi dla obejrzenia zorzy polarnej. Tak, to właśnie to był główny powód tego zakupu. Więc sprawdziłam fazy księżyca (zorzę polarną najlepiej widać podczas nowiu) i zaplanowałam podróż na 28.02-7.03.2014. Wydawał mi się to tak odległy termin, że na początku nawet nie przeszło mi przez myśl żeby coś więcej zaplanować. Parę miesięcy później okazało się, że LOT likwiduje połączenie do Helsinek. Na początku bałam się zadzwonić i zapytać, co z moją podróżą, bo myślałam, że anulują mi bilety i po prostu oddadzą pieniądze. Tak się nie stało. Miły Pan na infolinii nawet nie pytał, czy chcę zwrot pieniędzy, od razu przebookował mi lot na inny z przesiadką we Frankfurcie, bez zmiany dat. Jak już pisałam, od początku celem było zobaczenie zorzy, więc zaczęłam się zastanawiać, które miasto na północy Finlandii obrać jako cel. Padło na miasto świętego Mikołaja, czyli Rovaniemi. Część podróży między Helsinkami, a kołem podbiegunowym miała odbyć się liniami Norwegian.


Wystarczy historii i wstępu, zajmijmy się teraźniejszością. Przygotowania do wyjazdu zaczęliśmy dwa dni wcześniej, robiąc zakupy, pakując się itp. Podróż zaczęła się w czwartek 27 lutego o 18:00 w autokarze Polskiego Busa z Wrocławia do Warszawy. Zaskoczyło mnie to, że za 5 zł za osobę, które zapłaciliśmy za bilet dostaliśmy bułkę słodką, herbatniki i napój. Na lotnisko Chopina dotarliśmy kilka minut po północy, co oznaczało 6-godzinne czekanie na samolot do Frankfurtu. Spędziliśmy pierwszą w życiu (kiedyś musi być ten pierwszy raz :D) nockę na lotnisku – nie było nawet tak źle, oprócz tego, że ławki są tam metalowe i po kilku godzinach miałam już siniaki na biodrach. O 6:50 wylecieliśmy planowo małym samolotem LOTu. Jako poczęstunek dostaliśmy Prince Polo i wodę. Nawet nie wiem jak minął lot, ponieważ całą drogę spaliśmy i w taki sposób po dwóch godzinach byliśmy we Frankfurcie. Tamtejsze lotnisko jest lekko mówiąc ogromne. Na przesiadkę mieliśmy 1 h 20 min, a z jednego terminalu na drugi szliśmy około 45 minut. Chwila przerwy i już byliśmy w kolejnym samolocie, tym razem Lufthansy. Jako poczęstunek dostaliśmy kanapki trójkątne, natomiast do picia można było wybrać, co tylko dusza zapragnęła (sok, wodę, kawę, herbatę, piwo, wino). Dość gadania o jedzeniu w liniach lotniczych. Po kilku godzinach snu i czytania książek, jak już stanęliśmy na fińskiej ziemi byliśmy bardzo zdziwieni tym, że jest dość ciepło, temperatura koło 5 stopni. Z racji tego, że byłam trochę przeziębiona, a Karol miał ból zatok pierwszy dzień nie obfitował w żadne interesujące doświadczenia, pojechaliśmy do hotelu odpocząć, potem na obiad i wróciliśmy do pokoju. Noc była krótka, przed godziną 4:00 rano byliśmy już na nogach szykując się na kolejny lot. Wróciliśmy więc na lotnisko, poszwendaliśmy się po strefie wolnocłowej, na której można było znaleźć wiele pamiątek związanych z muminkami, reniferami i angry birds, a o godzinie 7:30 byliśmy w kolejnym samolocie. Gdy wylądowaliśmy zobaczyliśmy lotnisko tak małe, jakiego do tej pory nigdy nie odwiedziliśmy. Gdybym miała je do czegoś porównać to wyglądało jak jeden terminal starego lotniska we Wrocławiu (no wiece taki kurnik co wyglada jak przystanek na żądanie dla samolotów). No ale co się dziwić, skoro lądują tu tylko samoloty Finnair i Norwegian z Helsinek.


Lotnisko w Helsinkach

Jest i nasz lot!


Samolocik :)


Sklepy z pamiątkami

















Taką pamiątkę to bym chciała :)
Hatifnaty :D
















Lotnisko Rovaniemi

Strefa odbioru bagażu










Z lotniska do centrum można dostać się tylko busem Airport Express za 7 euro od osoby. Plusem jest to, że można podać kierowcy dokładny adres i tam zostaniemy zawiezieni. Naszym celem był dworzec kolejowy, skąd mieliśmy jechać pociągiem do pobliskiej miejscowości Muurola, w której mieliśmy zarezerwowany hotel. Wyszliśmy z pociągu patrzymy na okolice, potem na siebie, znów na okolice i zastanawiamy się gdzie jest cywilizacja? Ktoś ją zabrał? Przed nami stary zabity dechami dworzec, drzewa, no i pociąg, który właśnie odjeżdża. Całe szczęście po kilku metrach jak Columb odnaleźliśmy cywilizację a miasteczko przywitało nas bardzo pozytywnym akcentem – znaleźliśmy na chodniku 10 euro. Na początku nie chciałam uwierzyć Karolowi, że znalazł kasę, ale był coś za bardzo zadowolony, a banknotem wymachiwał jak dziecko flagą :D Nie było problemu z check-in pomimo tego, że byliśmy 3 godziny przed możliwym zameldowaniem. Właściciel jest Rosjaninem, bardzo miłym i pomocnym człowiekiem. W pokoju była łazienka, mała kuchnia i 2 łóżka pojedyncze. Zaskoczył mnie sposób montowania prysznica w hotelu: była to po prostu słuchawka przyczepiona do ściany, bez żadnej zasłony, ani tym bardziej brodzika, po prostu woda lała się po całej łazience. Hotel jest położony przy głównej drodze prowadzącej z Helsinek aż do granicy Finlandii z Norwegią, a wyglądał jak typowy amerykański zajazd. Plusem było to, że 50 metrów od niego znajdował się sklep. W północnej części kraju nie było już tak ciepło, jak w stolicy, temperatura około 2 stopni poniżej zera, ale ponad 90% wilgotności i niecały metr śniegu i kompletna cisza z przerwą na szum opon z kolcami. Sobota i niedziela były dniami, w których chcieliśmy się totalnie wyluzować i odpocząć od wszystkiego, co do tej pory zaprzątało nasze głowy, więc spędziliśmy je na spacerach po okolicy. W niedzielę próbowaliśmy złapać stopa do Rovaniemi, ale po półtorej godziny stania stwierdziliśmy, że nam się nie uda. Puste auta w ogóle nie zwracały na nas uwagi, a jak już ktoś uprzejmy jechał to zazwyczaj miał 4 osoby. W dodatku, żeby nie było nudno, w niedzielę przez cały dzień padał (pierwszy od świąt) śnieg. Wyczekiwaliśmy też zorzy polarnej, ale póki co nie pokazała się – jednym słowem, to nie był nasz szczęśliwy weekend.











































































Jeśli chodzi o Muurolę to znajdują się w niej dwa sklepy, dwie knajpy, szkoła, jezioro, stacja kolejowa i sporo domków z sauną na zewnątrz. Atmosfera typowo zimowa, wszędzie biało, nikt się nie zajmuje odśnieżaniem, bo przecież śnieg to u nich rzecz naturalna. Po zamarzniętym jeziorze ludzie jeżdżą na nartach, bądź skuterach śnieżnych. Obok naszego hotelu znajdowała się skocznia narciarska o oszałamiającym punkcie konstrukcyjnym 27 metrów :D Można na nią wejść i podziwiać okoliczne widoki. Podobno gdzieś obok są (lub były) jeszcze dwie mniejsze skocznie.


Skocznia

Widok ze skoczni


Restauracja


Fińska "biedronka" :)














Z racji tego, że nie prognozowano zorzy widocznej w Rovaniemi wieczór spędziłam na szukaniu Husky Safari bądź Reniferowe Safari. Gdy zaczęliśmy sprawdzać wszystkie zajmujące się tym firmy w okolicy ceny nas przeraziły – prawie wszędzie 100 euro za osobę! Już byliśmy zrezygnowani, kiedy przeczytałam, że w wiosce Mikołaja za 1 km na zaprzęgu reniferów płaci się 25 euro, natomiast 2 km na saniach ciągniętych przez husky 35 euro od osoby. No to w takim razie przemyślimy sprawę przez noc i jutro podejmiemy decyzję.
Relacja z Finlandii zajmuje tak dużo miejsca, że muszę ją podzielić na kilka części, musicie się uzbroić w cierpliwość :)

1 komentarz:

  1. Cześć. Nie skończyłaś swojego wpisu! My spełniliśmy swoje marzenie w tym roku w marcu. Cała relacja i pełno ciekawostek m.in. o tym cudzie natury zapraszamy tutaj: http://www.zyczpasja.pl/finlandia-polowanie-na-zorze-polarna/

    OdpowiedzUsuń