Na północ Norwegii chciałam pojechać od bardzo dawna. Akurat
trafiły się bilety NSB (Norweskie Koleje Państwowe) w promocyjnej cenie z Oslo
do Bodø z przesiadką w Trondheim za 200 NOK za osobę w jedną stronę. Nie musiałam długo myśleć, aby je kupić. Jak
tylko spojrzałam na mapę Norwegii wiedziałam, że dzięki tym biletom odwiedzę
Lofoty – archipelag wysp na morzu Norweskim. Sporym kłopotem było w tym
przypadku oswojenie się z przepłynięciem promem przez dość niespokojne morze –
może sobie przypomnieć o mnie choroba lokomocyjna sprzed lat. Zaraz po kupieniu
biletów rozejrzałam się wśród informacji na temat promów na Lofoty oraz
sprawdziłam, co można tam zobaczyć. Do czego dotarłam? Do tego, że cały
archipelag jest jedną wielką atrakcją.
Nadszedł upragniony 31 sierpnia. Wyjazd mieliśmy o godzinie
16:07, pociąg miał kilka minut opóźnienia. Pociąg, który po nas podjechał
wprawił nas w lekkie zdziwienie – takim nowoczesnym pojazdem jeszcze nie
jechałam :D Po około 2 godzinach drogi mieliśmy ponad godzinny postój. Powodem było spóźnienie motorniczego, który
miał się zmienić z aktualnie prowadzącym facetem. Mieliśmy chwilę na
rozprostowanie nóg i powdychanie świeżego powietrza. Martwiło nas tylko to, że
na przesiadkę w Trondheim mieliśmy tylko godzinę czasu, a nasze opóźnienie było
już dużo większe. No nic, trzeba liczyć na doświadczenie Norwegów. Gdy
dotarliśmy do miejsca przesiadki mieliśmy 1,5 godziny opóźnienia, ale wcześniej
dostaliśmy informacje, że pociąg będzie na nas czekał. Pociąg Trondheim – Bodø
był nocny, więc mieliśmy dużo udogodnień i małą ilość podróżnych. Każde z nas
mogło położyć się na osobnych fotelach, użyć zestawu, który dostaje każdy
podróżny od NSB (koc, stopery, poduszka dmuchana i opaska na oczy).
Przespaliśmy całą noc. Gdy obudziło nas słońce około godziny 8:00, byliśmy już
prawie na miejscu. Pociąg nadrobił opóźnienie i dokładnie o 9:50 przyjechał do
Bodø. Chwila odpoczynku w poczekalni przy promach i wsiadamy na statek. Cennik i rozkład można znaleźć na http://www.torghatten-nord.no/ . Na
Lofotach mieliśmy zarezerwowany domek Buodden Rorbuer – tradycyjny norweski
czerwony domek przy fiordzie, w miejscowości Sørvågen, 700 NOK za noc.
Właściciel miał po nas przyjechać do portu, ale zapomniał, że to dzisiaj.
Poszliśmy w stronę tamtej miejscowości na piechotę. W międzyczasie sąsiad
właściciela wziął klucze od domku i wyjechał na spotkanie z nami. Domek był
bardzo ładny, miał sypialnie, łazienkę i salon z kuchnią, w której była kanapa
i łóżko piętrowe. Jak tylko się odświeżyliśmy poszliśmy na spacer po
miasteczku.
|
Stacja kolejowa w Bodø |
|
Port w Moskenes |
|
Sørvågen
|
Kolejnego dnia mieliśmy wynajęty samochód i w planie trasę
zaprezentowaną na początku. Właściciel wypożyczalni samochodów przyjechał po
nas we wskazane miejsce i pojechaliśmy razem z nim załatwić formalności. Trasa
prowadziła przez kilka wysp archipelagu Lofoty: Moskenesøya, Flakstadøya, Vestvågøy
i Austvågøy. Każda z tych wysp miała swój niepowtarzalny wygląd i klimat.
Największą atrakcję pierwszej wyspy zostawiliśmy na koniec. Po drodze minęliśmy
wiele miejsc, na których latem suszą się złowione przez wędkarzy ryby. Urzekły
nas przede wszystkim mosty łączące każdą z wysepek. Lofoty są pełne
przeciwieństw i skrajności. Z jednej strony wysokie góry, a z drugiej piękne
piaszczyste plaże jak z tropików. Co chwile można
było obserwować przelatujące orły bieliki, które mają tam swoją kolonię
(największą na świecie).
Na Flakstadøya pierwszym punktem "must see" była plaża Bunesstranda.
Kolejną, chyba jeszcze piękniejszą, była plaża w Ramberg, na której spędziliśmy
sporo czasu pomimo mocnego wiatru i padającego deszczu. Mogliśmy przez chwilę poczuć się jak w innym świecie. Stamtąd zboczyliśmy z
drogi w stronę najstarszej miejscowości rybackiej na Lofotach Nusfjord. Jest to
mała miejscowość otoczona z każdej strony górami. Nusfjord ma zabudowę z
przełomu XIX i XX wieku. Archeolodzy odkryli tu dowody świadczące o początkach
rybołówstwa „na skalę przemysłową" w okręgu Nordland. Następnie była plaża oraz miejscowość
Flakstad. Stamtąd udaliśmy się do Leknes na wyspie Vestvågøy, gdzie zjedliśmy
obiad. Obok tej miejscowości znajduje się kolejna plaża, tym razem o nazwie Hauklandsstranden.
|
Skały na Lofotach |
|
W oddali jeden z wielu mostów |
|
Bunesstranda |
|
Ramberg strand |
|
Ramberg strand |
|
Flakstad strand |
|
Droga E10 |
|
Nusfjorden i suszące się ryby |
|
Hauklandsstranden
|
Pogoda robiła się coraz gorsza, ale nas to nie zniechęciło. Pojechaliśmy
do wioski Eggum, gdzie prócz kamienistych plaż mogliśmy zobaczyć ruiny jednej
z pierwszych niemieckich stacji radarowych w północnej Europie. Można stamtąd
podziwiać widoki na Morze Norweskie. Następnie przejechaliśmy na ostatnią z
zaplanowanych wysp, gdzie końcowym celem była największa miejscowość na Lofotach, Svolvær. Po drodze
minęliśmy ciekawy wynalazek, który można nazwać lustrem na fiord oraz
odwiedziliśmy wioskę Henningsvær, w której mieszka około 500 osób. Droga
powrotna prowadziła przez dolną część Vestvågøy, na której dominują skały.
Ostatnim punktem w naszej podróży była miejscowość o najkrótszej nazwie na
świecie Å. Jest to praktycznie ostatnia miejscowość na archipelagu Lofotów. Oprócz tabliczki, z którą zdjęcie robi sobie każdy, gdy jest na Lofotach, w tej mieścinie nie ma tak na prawdę nic interesującego.
|
Eggum |
|
Ruiny w Eggum |
|
Lustro na fiord |
|
Henningsvær
|
|
Henningsvær
|
|
Svolvær
|
|
Å
|
Kolejnego dnia rano pojechaliśmy do portu, oddaliśmy
samochód na parking i ruszyliśmy w drogę powrotną. Trasa, którą obraliśmy zdecydowanie pokazywała wszystkie atrakcje Lofotów, więc polecam korzystanie z niej. Na pewno kiedyś wrócimy na
Lofoty, ale w miesiącach letnich, kiedy w pełni będziemy mogli skorzystać z
pięknych, piaszczystych plaż.
A to jest tam ciepło latem? :D
OdpowiedzUsuńjeśli akurat nie pada deszcz, to tak :D
OdpowiedzUsuń