Promocje Ryanair`a to dobry sposób na poznanie ciekawych
miejsc. Nasza chęć odpoczynku zmusiła do kupienia biletów na trasie Oslo – Pula
– Oslo za niecałe 150 zł za osobę. Później zaczęliśmy szukać noclegu. Większość
ciekawych miejsc była już zajęta, pisaliśmy maile do prywatnych kwater. W końcu
jedna z kobiet poleciła nam apartament swojej koleżanki za 50 euro za dobę w
miejscowości Premantura, zaraz obok parku narodowego Kamenjak. Ciężko było
znaleźć coś innego więc zdecydowaliśmy się.
W końcu przyszedł wyczekiwany przez nas dzień, wylot
mieliśmy o zabójczej dla nas porze 7:20. Na lotnisku byliśmy godzinę wcześniej,
bez żadnych problemów przeszliśmy z bagażami podręcznymi na strefę wolnocłową i
oczekiwaliśmy na wylot. Z racji porannego wylotu samolot był już podstawiony i tylko
czekał na pasażerów. W samolocie mieliśmy okazję odespać te kilka godzin, które
straciliśmy rano. Chwilowe turbulencje przerwały naszą drzemkę, dzięki czemu
zobaczyliśmy takie oto widoki:
|
Alpy |
|
Widok na Chorwacje |
Gdy dolecieliśmy na lotnisko w Puli, Karol udał się w stronę
bankomatu (nie jesteśmy zwolennikami wymiany pieniędzy w kantorach) a ja
poszłam do kiosku w poszukiwaniu mapy i chorwackiej karty do telefonu. Chwilę
później mieliśmy wszystko co potrzebne i czekaliśmy na autobus. W międzyczasie
zaczepiali nas taksówkarze. Z racji tego, że musieliśmy najpierw pojechać do
centrum Puli, a potem jeszcze czekać na autobus do Premantury i szukać
apartamentu, zgodziliśmy się na propozycję jednego z taksówkarzy, który zawiózł
nas za 100 kun (około 50 zł) do naszego miasteczka. Zakwaterowaliśmy się do
wynajętego apartamentu, który posiadał salon z kuchnią, łazienkę, sypialnię i
balkon z widokiem na góry i morze. Postanowiliśmy chwilę odpocząć po podróży.
Po kilku godzinach stwierdziliśmy, że nie chcemy tracić tej pięknej pogody i
ruszyliśmy na plażę znajdującą się na okolicznym campingu. Musieliśmy przez
chwilę oswoić się ze słońcem, niestety woda była dość brudna, więc odpuściliśmy
sobie kąpiel.
|
Plaża przy campingu |
|
Nasz "apartamentowiec" |
|
Wieża w Premanturze |
Wieczorem poszliśmy na mały spacer po okolicy, kupiliśmy
maskę do pływania i wróciliśmy do apartamentu.
Kolejnego dnia zaplanowaliśmy wycieczkę do Puli. Miasto jest
dość małe, widać w nim pozostałości po Imperium Rzymskim. Poszliśmy do portu
sprawdzić skąd odpływają statki do Wenecji (kupiliśmy wcześniej bilety przez
internet na taki rejs), następnie udaliśmy się w stronę amfiteatru rzymskiego.
Amfiteatr w Puli to jeden z trzech najlepiej zachowanych amfiteatrów
Starożytnego Rzymu.
|
Port Pula |
|
Amfiteatr w Puli |
|
Amfiteatr w Puli |
|
Amfiteatr w Puli |
Później chodziliśmy bez celu po dość wąskich, ale pięknych
uliczkach Puli, przy okazji zobaczyliśmy Łuk Sergiusza z I wieku, Katedrę
Mariacką, Katedrę Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny z XV wieku i Świątynię
Augusta.
|
Katedra Mariacka |
|
Uliczka w Puli |
|
Uliczka w Puli |
|
Świątynia Augusta |
|
Łuk Sergiusza |
Wróciliśmy autobusem do Premantury i poszliśmy na obiad do
okolicznej restauracji, w której serwowano chorwackie potrawy i pizzę prosto z
pieca opalanego drzewem. To była jak na razie najlepsza pizza jaką jedliśmy,
nawet lepsza niż we Włoszech.
\Następnego dnia wybraliśmy się pieszo do parku Kamenjak.
Pogoda i mała ilość drzew dość mocno dały nam się we znaki po drodze. Doszliśmy
do zatoki Skoljic, gdzie znaleźliśmy miejsce na trawie pośród drzew. Znajdował
się tam również parking i mały bar z jedzeniem i piwem. Zażyliśmy chłodnej
kąpieli i wybrałam się na spacer po okolicy. Zobaczyłam, że dalej jest
spokojniej i można się położyć na kamieniach. Wróciłam, aby powiedzieć o tym
mojemu mężczyźnie i zmienić miejsce plażowania. Rozłożyliśmy się przy zatoczce
Skokovica. Po kilku godzinach, gdy zaczęliśmy czuć głód, rozpoczęliśmy drogę
powrotną do apartamentu. Reszta wieczoru minęła nam spokojnie.
|
Zatoka Skoljic |
|
Zatoka Skoljic |
|
Zatoka Skoljic |
|
Zatoka Skoljic |
Czwartego dnia czuliśmy jeszcze zmęczenie wycieczką na
Kamenjak, więc poszliśmy na pobliską plażę. Karol od razu założył maskę do
nurkowania i zaczął podglądać tamtejsze zwierzątka. Nie spodobało się to jednej
mątwie, która tak go wystraszyła, że od razu uciekł z wody i już tam nie wszedł
:D
|
Mątwa potwór :D |
Na kolejny dzień była zaplanowana wycieczka do Wenecji.
Wodolot odpływał o 8:00, więc musieliśmy wziąć taksówkę (koszt 50 kun – ok. 25
zł). Rejs trwał 3 godziny i był bardzo monotonny. Koszt 56 euro za osobę. Na
miejscu spędzaliśmy 6 godzin. Kupiliśmy mapkę i udaliśmy się w stronę placu św.
Marka, na którym znajduje się Bazylika św. Marka z dzwonnicą i pałac Dożów. Resztę
dnia spędziliśmy na spacerowaniu po uliczkach i mostach weneckich. Temperatura
była w okolicy 40 stopni, bardzo duża wilgotność. Miasto nie zrobiło na nas
wielkiego wrażenia, mam wrażenie, że 10 lat temu było tam dużo ładniej.
Turystów było pełno, można było się o nich zabić, ale co się dziwić, kiedy to
jest jedna z najbardziej znanych miejscowości w Europie. Powrót mieliśmy o
17:00, w Puli byliśmy o 20:00, co znów zmusiło nas do zamówienia taksówki.
|
Wenecja |
|
Wenecja |
|
Wenecja |
|
Jeden z wielu kanałów |
|
Inny kanał |
|
Plac św. Marka |
|
Pałac Dożów |
|
Wenecja |
Następny dzień = następna piesza wycieczka na Kamenjak. Tym
razem padło na lewą stronę parku, zatoczka Plovanije. Urzekło nas to miejsce
czystością wody i ilością wygodnych kamieni do leżenia :D Przy nurkowaniu
zobaczyliśmy prawdziwe podwodne życie – ryby, jeżowce, rośliny… Po prostu
pięknie. Przy brzegu zatoczki znajdowała się też plaża kamienista. W tym
miejscu można było spotkać bardzo dużo nudystów. Wróciliśmy do apartamentu
około godziny 17:00, szybka kąpiel, obiad w naszej ulubionej knajpce, a potem
spacer po urokliwej wiosce. Poszliśmy do biura podróży wynająć samochód na
następny dzień, ponieważ chcieliśmy pojechać w głąb parku Kamenjak. Wzięliśmy
Hondę Jazz w automacie, koszt 400 kun. Inwestycja nie najtańsza, ale opłacalna
:D
Tak jak wspomniałam kolejnego dnia o poranku ruszyliśmy do
parku narodowego. Celem było dojechać najdalej jak można, a potem przejść przez
najciekawsze zakątki. Najpierw pojechaliśmy na zatoczkę Mala Kolombarica –
jeden wielu punktów obowiązkowych dla osób lubiących skakać z klifów. Jest tam
też wieża obserwacyjna, z racji tego, że jest to najdalszy punkt na Kamenjaku,
na który można dojechać samochodem.
|
W drodze na Kamenjak |
|
Widok z wieżyczki |
|
Widok z wieżyczki |
|
Mala Kolombarica |
Z Malej Kolombaricy poszliśmy spacerem w stronę zatoczki
Radovica – po drodze były piękne widoki, ale na całym odcinku nie można się
kąpać. Zatoczka z bardzo łagodnym zejściem do wody.
|
W drodze do Radovica |
|
Radovica |
Stamtąd wróciliśmy na parking i udaliśmy się do zatoczki
Debeljak. Jest to dość uczęszczane miejsce, więc ciężko było znaleźć fajne
miejsce do odpoczynku. Mimo to udało nam się rozłożyć na płaskich kamieniach.
|
Debeljak |
|
Debeljak |
Po kilku godzinach plażowania poszliśmy na spacer w stronę
Velikej Kolombaricy. Trzeba przyznać, że robi dużo większe wrażenie niż jej
mniejsza siostra. Oczywiście tutaj również można spotkać wielu miłośników skakania
z klifów. Ja osobiście nigdy bym się na coś takiego nie zdecydowała, chyba
jednak strach bierze nade mną górę :D
|
Velika Kolombarica |
|
Velika Kolombarica |
Z tego miejsca poszliśmy w ostatnie zaplanowane miejsce –
Zatoka Sveti Mikula. Po drodze mijaliśmy wiele plaży dla nudystów, na których
nie było nikogo. Chyba wszyscy nudyści woleli zostać na zwykłych plażach. Sama
zatoczka dość urokliwa, ale bardzo brudna. Prawdopodobnie był przypływ, a z
racji tego, że jest wąska, wszystkie brudy zostały w niej.
|
Sveti Mikula |
|
Sveti Mikula |
Kolejny dzień minął nam bez specjalnych rozrywek, na
nurkowaniu w zatoce Plovanije. Wracając z Kamenjaka rzuciła mi się w oczy
dziwna roślina na jednej z posesji… Wyglądem przypominała winogron, a były to
kiwi! Pierwszy raz zobaczyłam jak rosną kiwi :D
|
Kiwi |
Ostatniego dnia pogoda się popsuła. Od rana na niebie były
ciemne chmury i było dość duszno. Poszliśmy tylko na spacer na camping, gdzie
niebo ostrzegało nas żeby uciekać.
Gdy już postanowiliśmy wracać złapał nas taki deszcz,
jakiego dawno nie widziałam! Po 2 minutach na dworze byliśmy tak mokrzy,
jakbyśmy dopiero co wyszli z morza. Wróciliśmy do apartamentu aby się wysuszyć
i spakować przed poranną podróżą. Następnego dnia wylot mieliśmy około godziny
10, rano na lotnisko zawiozła nas właścicielka apartamentów, w których
spaliśmy. Lot minął bez żadnych problemów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz