czwartek, 1 maja 2014

Jeden dzień w Berlinie - 17.04.2014

O godzinie 2:25 w nocy ze środy na czwartek większość osób śpi w ciepłym łóżku… Ale nie my. My postanowiliśmy poczekać na dworcu we Wrocławiu na Polskiego Busa jadącego do Berlina. Po raz pierwszy udało mi się przebić przez tłum ludzi kupujących tanie bilety i ustrzeliłam jednodniówkę (dokładnie 12 godzin) w Berlinie za 21 zł.

W stolicy Niemiec byliśmy już kiedyś na krótkim wypadzie, więc pozwoliliśmy sobie ominąć kilka atrakcji. Doszliśmy do wniosku, że dobrym wyjściem będzie spędzić pół dnia na zwiedzaniu, a kolejne kilka godzin na zakupach. Niesamowite było to, że to nie była tylko moja decyzja, mój facet również zgodził się na to, bez żadnego słowa sprzeciwu :)
Po ponad 4 godzinach jazdy w autobusie ze zdrętwiałymi nogami wysiedliśmy na Centralnym Dworcu Autobusowym w zachodniej części miasta. Od razu udaliśmy się w stronę stacji S-Bahn Messe Nord/ICC. Weszliśmy do kiosku przy stacji, aby kupić bilet całodniowy (6,5 euro), jednak sprzedawca upierał się, że w Berlinie nie ma takich biletów i trzeba kupić CityTourCard 48 h (16,9 euro). Taka karta jest dobrym wyjściem dla osób, które lubią chodzić do muzeów, ponieważ zapewnia zniżki do wielu atrakcji turystycznych, plan miasta i mini-przewodnik. Nie daliśmy się przekonać i uparcie poszliśmy do automatu, gdzie znalazłam swój upragniony bilet 24-godzinny (okazało się że nawet automaty są po polsku duży + dla sąsiadów za troskę ;)). Należy też zwrócić uwagę, że Berlin otoczony jest torowiskiem o kształcie okręgu, gdzie możemy jechać zgodnie lub odwrotnie do wskazówek zegara.  Po kilku przesiadkach dostaliśmy się do Alexanderplatz. Naszym pierwszym celem był najwyższa konstrukcja w całych Niemczech, mierząca ponad 360 metrów wieża telewizyjna. Nie wzięliśmy jednak pod uwagę, że będziemy tam na tyle wcześnie, że może być zamknięte. Koszt wjazdu windą zaczyna się od 13 euro, bilety można kupić online. Nie chcieliśmy czekać 2 godzin, więc poszliśmy dalej. W bliskim sąsiedztwie znajdują się kościół Mariacki, fontanna Neptuna oraz Czerwony Ratusz – siedziba burmistrza Berlina i rządu kraju związkowego Berlin. Przy Ratuszu trwają obecnie prace remontowe, więc nie można zobaczyć go w całej okazałości. Nasze zaciekawienie wzbudziły kolorowe rury biegnące nad miastem. Nie byłabym sobą, gdybym nie sprawdziła o co chodzi – przez te rury doprowadzana jest woda na place budowy, dzięki czemu nie trzeba rozkopywać miasta (podobno). A żeby nie były one takie brzydkie zostały pomalowane na przeróżne kolory – głównie róż i niebieski.
Galeria przy Alexandersplatz
Fontanna Neptuna









Kościół Mariacki
Czerwony Ratusz

?







Kolorowe rury









Szliśmy dalej w stronę centrum, aż ku naszym oczom ukazała się piękna budowla. Zapatrzyłam się w nią tak bardzo, że zapomniałam, że mieliśmy wejść do hotelu Radisson Blu, aby zobaczyć Aqua Dom :D
Wspomniana wcześniej budowla to renesansowa katedra Berlińska. Nie mogliśmy oderwać od niej wzroku, więc usiedliśmy na ławce i odpoczywaliśmy napawając się widokiem :)
Katedra Berlińska
Katedra Berlińska









Po chwili już szliśmy dalej ulicą prowadzącą pod bramę Brandenburską po drodze mijając Uniwersytet, bibliotekę oraz kilka placów budowy. W pewnym momencie zobaczyłam znak na Synagogę i od razu stwierdziliśmy, że idziemy zobaczyć. Okazało się, że to wcale nie było tak blisko, jak mogłoby się wydawać :)
Nowa Synagoga












Byliśmy już trochę zmęczeni i nie mieliśmy pomysłu jak dostać się pieszo do bramy Brandenburskiej, więc wsiedliśmy w metro (trzeba w końcu wykorzystać kupiony bilet). Po paru przystankach byliśmy na miejscu i korzystając z dobrej pogody i małej ilości ludzi usiedliśmy na ławce w słońcu. Niestety, ja nie potrafię zbyt długo siedzieć w jednym miejscu, więc postanowiłam, że pójdziemy wzdłuż ulicy ze sklepami z pamiątkami. Od ostatniej wizyty w Berlinie cały czas żałowałam, że nie kupiłam kolczyków z Ampel Manem (taki ludek ze świateł ulicznych z czasów NRD) więc uznałam, że to dobra okazja na naprawienie błędu. Niestety po przejściu kilku sklepów okazało się, że chyba nie jest mi dane je posiadać. Jakoś się z tym pogodziłam kupując w zamian magnes na lodówkę :) Po drodze było mi też smutno, że nie pomyślałam wcześniej o kupieniu biletu online do muzeum figur woskowych, ale z tym też musiałam się jakoś pogodzić, bo nie chciało nam się stać w gigantycznej kolejce.
Brama Brandenburska i Plac Paryski
Samochodzik :)









Miś Berliński












Po powrocie na plac Paryski znajdujący się przy bramie postanowiliśmy pójść do Reichstagu. I tu znów pojawił się ten sam błąd – nie zarezerwowaliśmy przez Internet godziny zwiedzania parlamentu, a kolejka mówiła nam, że będziemy w niej stać zdecydowanie za długo i nie zdążymy zrobić upragnionych zakupów.
Reichtag
Okoliczny budynek

Okolice Reichtagu
















Może jeszcze kiedyś będzie okazja żeby pojechać do Berlina :) Zaraz obok parlamentu znajduje się dworzec główny. Bardzo chętnie skorzystaliśmy z tego faktu, aby kupić pyszne (jeszcze cieplutkie) precle i pojechać do Bellevue – kompleksu pałacowego w parku Großer Tiergarten. Mieliśmy okazję przejść przez kolejny piękny park berliński, zobaczyć pałac oraz znajdującą się obok kolumnę zwycięstwa.
Dworzec główny
Dworzec w środku

Großer Tiergarten

Pałac Bellevue
















Kolumna Zwycięstwa












Ostatnim już celem zwiedzania był plac Potsdamer, czyli nowoczesna dzielnica Berlina z ogromnymi wieżowcami. Oczywiście nic nie będzie wyższe niż wieża telewizyjna, ale budynek Sony Centre oraz inne tam stojące robiły duże wrażenie. Wchodząc do tej dzielnicy, spotykamy samych zabieganych ludzi z korporacji. Na placu znajdują się też pozostałości po murze berlińskim oraz linia wskazująca jego przebieg.
Sony Centre
Sony z boku

Potsdamer Platz

Jeden z wieżowców
















Mur Berliński












W związku z tym, iż prawie cały prowiant Karol zjadł kiedy ja spałam w drodze do Berlina musieliśmy zjeść na miejscu. Tutaj skorzystaliśmy z okazji aby zjeść pizzę z płatkami kukurydzianymi w niemieckim Pizza Hut. Po zapełnieniu żołądków wsiedliśmy do metra i pojechaliśmy do Primarku i innych okolicznych sklepów. Niestety los nie był dla nas zbyt łaskawy i zakupy nie były udane dla nas obojga. Po męczącym dniu pojechaliśmy do miejsca, w którym zostawił nas Polski Bus i o godzinie 19:15 wyjechaliśmy z powrotem do Wrocławia. Ku mojemu zdziwieniu wracaliśmy tą rozwaloną autostradą A18 w rytmie stuków, marudzenia ludzi i trzeszczeniu plastików...

2 komentarze:

  1. Trochę szerzej o kolorowych, berlińskich rurach u nas: http://poludnik22.blogspot.com/2014/07/rury-po-berlinsku.html

    Ciekawa relacja, widzę, że z wejściem do Reichstagu mieliśmy podobne problemy, te kolejki .. Ale Berlin i tak potrafi zaskoczyć, pozostawić mocno pozytywne wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja miałam wylot z Berlina do San Francisco i też spędziłam tam jeden dzień. Mój lot został przełożony o 3 godziny, dlatego jak już byłam na miejscu postanowiłam to wykorzystać. Berlin super, ale to co zobaczyłam w San Francisco to do końca życia nie zapomnę. USA to magia dla mnie.

    OdpowiedzUsuń