Dzień 4 – „...czyli tam i z
powrotem”
Ten dzień był najbardziej
pracowity ze wszystkich. Nie dość, że wstaliśmy rano aby jak najwcześniej
wyruszyć to jeszcze taka długa droga przed nami. Nie mówiąc już o ilości „must
see” zaznaczonych na mapie… Wsiedliśmy więc do naszej pandy i ruszyliśmy drogą
199 w kierunku Sassari. Po drodze pierwszym przystankiem miało być muzeum wina
w miejscowości Berchidda, które według informacji z przewodnika miało być
otwarte o 10:00. Droga do niego prowadzi cały czas pod górkę, jakie to
szczęście, że nie trzeba tam wchodzić na piechotę :) Niestety ku naszemu
zdziwieniu, gdy dojechaliśmy na miejsce, ukazała się zamknięta brama… Co za
pech… A w dodatku żadnej informacji dlaczego zamknięte i kiedy otworzą. W takim
razie trudno, wracamy z powrotem na autostradę. Teraz jedziemy już prosto do
Sassari, bez żadnych postojów. Po drodze mijamy bardzo ładny kościół SS.
Trinita di Saccargia, jednak zanim zdążyłam poprosić mojego faceta żeby się
zatrzymał już było za późno – mogłam go zobaczyć tylko z samochodu :(
|
SS. Trinita di Saccargia |
Dotarliśmy do Sassari po
niecałych 2 godzinach (niestety zawrotna ilość mocy w pandzie nam odmawiała
posłuszeństwa i jedyne co przyśpieszało nas do celu to podmuch wyprzedających
nas aut!). Sassari to drugie pod względem wielkości miasto Sardynii. Było to
dla nas dość dziwne, ponieważ nie zaskoczyło nas swoją wielkością. Znaleźliśmy
parking w jakimś centrum handlowym w cenie 0,5 euro za 0,5 godziny i poszliśmy
zwiedzać. Pierwszym (najpopularniejszym) zabytkiem była Katedra świętego
Mikołaja z Miry. Udało nam się do niej dojść z pomocą znaków, nawigacji i mapki
w przewodniku :) Znajduje się ona na piazza del duomo (z wł. Plac katedralny –
nie mogło być inaczej). Ciekawa jest jej historia – zbudowano ją w XII wieku,
przebudowano w XIII na styl romańsko-pizański, potem w XV w stylu gotyku
katalońskiego, a na koniec, w XVIII dodano barokową fasadę. Muszę przyznać, że
jest nawet ładna, ale nie robi jakiegoś wielkiego wrażenia. Chcieliśmy chwilę
odpocząć na ławce zanim wejdziemy do środka, ale gdy skończyliśmy jeść wybiła
12:00 i zamknęli nam katedrę… Tak więc możemy sobie tylko wyobrazić jak wygląda
w środku.
|
Sassari |
|
Uliczka w Sassari |
|
Katedra św. Mikołaja z Miry |
|
Katedra św. Mikołaja z Miry |
|
Katedra św. Mikołaja |
Kolejnym celem była fontanna
Rosello, wykonana z marmuru, dawniej jedyny punkt zaopatrywania miasta w wodę.
To właśnie dlatego zaraz obok niej znajduje się zabytkowa miejska pralnia.
Fontanna akurat jest w remoncie, więc słabo ją widać…
|
W drodze do fontanny |
|
Kościół przy fontannie |
|
Fontanna Rosello |
Później pozwoliliśmy sobie na
małe zagubienie się wśród wąskich uliczek. Jest to jeden z lepszych sposobów na
zwiedzanie włoskich miast, o czym przekonaliśmy się już nie raz. Średniowieczne,
brukowane uliczki Sassari dostarczają wspaniałych wrażeń. Szliśmy i szliśmy, aż
do czasu gdy znaleźliśmy się na piazza Castello. Nazwa nie wzięła się z
przypadku, jeszcze w XIX wieku stał tam największy na Sardynii zamek. Został
zburzony w 1887 roku, a na jego miejscu znajduje się plac z palmami i ławkami,
który jest miejscem spotkań Włochów. Pozostałości po zamku można obejrzeć w
podziemiach. I tym razem mieliśmy pecha, bo było zamknięte – chyba nas to
miasto nie lubi :(
|
Piazza Castello |
|
Przy Piazza Castello |
Obok wspomnianego wcześniej placu
znajduje się Piazza d`Italia – główny plac miasta, na którym znajdują się Pałac
Prowincji oraz pomnik Wiktora Emanuela II (pierwszego króla Włoch). Podobno w
XIX wieku na tym placu pasły się owce :D Jest to podobnie jak piazza Castello
bardzo przyjemne miejsce do spędzenia chwili czasu.
|
Pałac Prowincji |
|
Dojście do Piazza d`Italia |
|
Pomnik Wiktora Emanuela II |
Żeby nie tracić za dużo czasu w
jednym miejscu poszliśmy szukać naszego parkingu. Przeszliśmy przez plac
uniwersytecki oraz jeden z wielu parków w mieście.
|
Park w Sassari |
Gdy już odnaleźliśmy naszą
formułę ustawiłam na nawigacji najważniejszy cel: capo caccia. Wiedzieliśmy, że
będą tam ładne widoki, ale (co najważniejsze) chcieliśmy zobaczyć grotę
Neptuna. Po drodze trochę zabłądziliśmy, ale to tylko sprawiło, że podróż była
ciekawsza :).
|
Widoki po drodze |
|
Jedna z wielu zatoczek |
|
Alghero z daleka |
Na końcu drogi prowadzącej na ten
przylądek znajduje się parking, knajpka i zejście do jaskini. Przy wejściu jest
cennik, bilet kosztuje 13 euro (kupuje się go na dole), zwiedzanie z
przewodnikiem o każdej pełnej godzinie (od 9:00 do 19:00 z tego co pamiętam). W
tym miejscu postanowiliśmy chwilę odpocząć (okazał się to później dobry pomysł)
i coś przekąsić. Gdybym czytała dokładniej przewodnik, który ze sobą zabrałam
pewnie bym się nie zdziwiła, że zejście do tej groty tak długo trwa. Okazało
się, że należało przejść 656 schodów! Gdy schodziliśmy była to frajda,
oglądaliśmy piękne widoki i robiliśmy sobie zdjęcia.
|
Droga do groty |
|
Wejście do groty |
Mało osób zdecydowało się pójść
tą samą drogą co my. Większość leniwych turystów przypłynęła statkiem z
Alghero. Była to pierwsza jaskinia, w której byłam więc wszystkie stalaktyty i inne
tego typu rzeczy zrobiły na mnie ogromne wrażenie. Dla odwiedzających niestety
udostępniona jest tylko mała część groty, podzielona na kilka części, w każdej
z nich przewodniczka zatrzymuje się i opowiada o niej po angielsku. Kolor
pomarańczowy jaskinia zawdzięcza temu, że jest wydrążona w czerwonym wapieniu. Ich
odbicia w wodzie dodatkowo dodają uroku. Do tego wszędzie czuć zapach mydła lub
proszku do prania. Jej wiek szacuje się na ponad 100 milionów lat. Zdjęcia w
zupełności nie oddają piękna tego miejsca.
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
|
Grota Neptuna |
Po skończonym zwiedzaniu
przyszedł czas na powrót do góry… To była dopiero męczarnia, szczególnie przy
tak mocnym słońcu! Straciliśmy chyba z 10 tysięcy kalorii :)
Kolejnym naszym celem było
Alghero. Miasto robiące duże wrażenie, zbudowane zupełnie inaczej niż inne,
pewnie dlatego, że było na początku było to miejsce przesiedlenia
Katalończyków. Do najładniejszych zabytków należą katedra Santa Maria oraz
fortyfikacje ciągnące się wzdłuż wybrzeża. Znajduje się tam także Chiesa Santa
Barbara czyli Polski Autokefaliczny Kościół Prawosławny. Znanym i najlepszym
sposobem na zwiedzanie jest chodzenie ślepo po uliczkach – zawsze można znaleźć
coś ciekawego :) My postanowiliśmy przy okazji zjeść pyszne włoskie lody.
|
Pozostałość po fortecy |
|
Promenada |
|
Zabudowa Alghero |
|
Promenada |
|
Jedna z uliczek |
|
Chiesa Santa Barbara |
|
Katedra Santa Maria |
|
Katedra Santa Maria |
|
Katedra Santa Maria |
|
Katedra Santa Maria |
|
Uliczka w Alghero |
Po około godzinie błąkania się po
Alghero ruszamy dalej. Niestety godzina jaką pokazuje nam zegar nie nastraja
nas optymistycznie – jest już 17:00, a na mapie mam zaznaczone jeszcze wiele
miejsc, które chcemy zobaczyć. Musimy zadecydować na czym nam najbardziej
zależy, przez co wyrzucamy z trasy Porto Torres, Muzeum Korka oraz Capo del
Falcone (zaznaczone na czerwono na mapce) i jedziemy prosto do Castelsardo –
twierdzy założonej na początku XII wieku, mieszczącej się na pięknym wzgórzu.
Po drodze mijamy ładne miasteczka: Sennori i Sorso, ale niestety nie mamy czasu
się zatrzymać. W Castelsardo zrobiliśmy tylko szybki rzut oka na panoramę i
pojechaliśmy do Santa Teresa Gallura drogą ciągnącą się wzdłuż wybrzeża.
|
Castelsardo |
Do Santa Teresa dojechaliśmy
około 19:00, słońce powoli zachodziło, a my czuliśmy niesamowity głód. Pomimo
tego namówiłam mojego faceta, abyśmy pojechali na latarnię póki jest jeszcze
jasno (zgodził się, ale bardzo niechętnie). Latarnia wygląda jak każda inna,
ale z tamtego miejsca można zobaczyć francuską Korsykę, jest to najbardziej
wysunięta na północ część Sardynii. Gdzieś między miasteczkiem a przylądkiem
Capo Testa znajduje się wieża strażnicza i Rzymskie kolumny. My ich nie
znaleźliśmy…
|
Capo Testa |
|
Latarnia Santa Teresa |
|
Widok na Korsykę |
Gdy już zjedliśmy w pobliskiej
pizzerii na dworze było całkiem ciemno. Wiedzieliśmy, że to koniec na dziś i
wracamy do Olbii. Pozostał lekki niedosyt, z racji tego, że nie zobaczyliśmy
podobno pięknego archipelagu wysp La Maddalena – ale jest nadzieja, że w takim
razie kiedyś tam wrócimy. Nasza trasa przedstawiona jest poniżej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz